Dawno już planowałam napisać
posta, który by wyjaśniał nazwę bloga, bo dla wielu może nie być ona zrozumiała
i jednoznaczna. Jakiś rok temu, przez sugestię znajomej, zaczęłam się
zastanawiać, czy moja córka, Marta, nie ma zaburzeń integracji sensorycznej.
Niestety minęło kilka miesięcy, zanim potraktowałam temat poważnie i udałam się
na diagnozę, która potwierdziła moje obawy. Po jakimś czasie od tego wydarzenia,
postanowiłam reaktywować mojego bloga i prowadzić go bardziej regularnie.
Wiedziałam już wtedy, że będzie on poświęcony temu, czym żyję najbardziej – a więc
mojej starszej córce. Stąd gra słów – mama Marty z SI. Bo fakt, że jestem mamą
jest czymś, co mnie niejako identyfikuje, określa. Bycie mamą nie jest dla mnie
dodatkiem. Jest istotą, bo istotnie wpływa na moje życie i choć mam dopiero
dwójkę dzieci, to widzę coraz wyraźniej, że z kolejnym dzieckiem to moje bycie
mamą staje się coraz bardziej istotne.
Marta. Moja pierwsza,
pierworodna, ukochana, wyczekana, wymodlona córka. Mój skarb. Moja iskra.
Bardzo długo nie mogłam sobie darować, że tak późno trafiłam do terapeuty SI.
Że tak późno zaczynamy pracować, że tyle czasu straciłam. W przedszkolu
zapewniano mnie, że M rozwija się harmonijnie, nie odbiega od normy, w niczym
nie budzi niepokojów. A ja chodząc do pracy, nie miałam zbyt wiele czasu, by ją
obserwować. Różne niepokojące sygnały tłumiłam zrzucając winę na zmęczenie
Małej. Ciągle tłumaczyłam sobie, że to wszystko przez to, że musi wstawać o 6
rano i nie może się wyspać. Ale w sumie od maleńkości wydawała się jakby
wiecznie zmęczona i rozdrażniona. Bardzo wrażliwa na różne czynniki, jak hałas,
światło, nagły ruch czy dotyk, wodę. Poza tym była jakby słaba. Powiedziałabym,
że leniwa, ale wciąż zwalałam to na wieczne niewyspanie. Nie lubiła chodzić,
najchętniej by jeździła w wózku. Miała ogromne problemy z jazdą na rowerze. To
właśnie przez ten symptom koleżanka zwróciła mi uwagę, że M może mieć SI.
Początkowo szukałam informacji w internecie i wiele rzeczy mi się zgadzało.
Zrozumiałam skąd wieczorne płacze. Zrozumiałam nienawiść do kąpieli oraz
niektórych (większości!) ubrań. Zrozumiałam także skąd niechęć do brudzenia –
co uważałam za pozytyw, o zgrozo! Oraz skąd ostrożność, którą też postrzegałam
jako zaletę. A przede wszystkim pomogło mi to zrozumieć niezwykle silne emocje
mojej córki.
Początkowo bardzo chciałam
poznać przyczynę. Dlaczego moje dziecko? Skąd ona to ma i czemu? Ciąża
prawidłowa, bez żadnych patologii, poród naturalny bez żadnych znieczuleń czy
oksytocyny. Myślałam, że to może ze zbyt małej ilości ruchu w ciąży, ale poza
jakimiś pojedynczymi dniami, byłam aktywna. Chodziliśmy na ćwiczenia do szkoły
rodzenia. Przy okazji chcę powiedzieć, jak ważny jest ruch w ciąży w kontekście
SI. Nigdy się nie spotkałam z tym argumentem, że aktywność fizyczna przyszłej
mamy jest profilaktyką zaburzeń integracji sensorycznej. Kto o tym słyszał?
Dowiedziałam się dopiero w czasie diagnozy, że może mieć to wpływ. Szukałam
przyczyn. Czytałam, rozmawiałam z wieloma osobami, które znają temat i doszłam
do wniosku, że w naszym przypadku może to być efekt szczepień. Wiem, że to temat
bardzo kontrowersyjny, dlatego nie będę go rozwijać, niemniej ja nie potrafię
znaleźć innego uzasadnienia, dlaczego akurat Marta ma SI. Choć nie wykluczam,
że jest jeszcze inna przyczyna, której nie znam i być może nigdy nie poznam. W
każdym razie już w niemowlęctwie pediatra zwracała uwagę na napięcie mięśniowe,
ale ponoć wszystko wróciło do normy. Poza tym od zawsze M miała otwartą buzię i
ma tak do dziś, co jest objawem niskiego napięcia mięśniowego. Powoduje ono, że
cała M jest „lejąca”, nie ma siły trzymać się w pionie, ani na stojąco, ani na
siedząco. Nie ma siły trzymać swojej głowy, wiecznie się podpiera, a najchętniej
pokłada się. Ogólnie mogłaby chyba poruszać się jak wąż. Niskie napięcie
mięśniowe wiąże się także z osłabionymi mięśniami obręczy barkowej. Takie dzieci
zwykle mało lub w ogóle nie raczkują. Raczkowanie jest dobre, ważne i
potrzebne. Wzmacnia obręcz barkową, nadgarstki, dłonie i przygotowuje do
prawidłowego chwytu oraz pisania. M ma bardzo słabą rękę, ale wynika to ze
słabej obręczy barkowej. Nic więc dziwnego, że motoryka mała leży (nie tylko,
że kuleje), skoro cała obręcz słaba. Zamiast więc katować rękę szlaczkami,
należy wzmocnić mięśnie. Niestety przedszkole cały czas przekonywało mnie, że
motorykę M ma świetną. A ja ufałam, że widocznie na tym etapie rozwoju tak to
wygląda, że źle pamiętam, że ja w jej wieku jednak byłam sprawniejsza. To się
tyczy także ogólnej koordynacji. Potykanie się o własne nogi, a wręcz o
powietrze. Gdy patrzyłam na dziecko, które porusza się tak nieporadnie, z
jednej strony szukałam usprawiedliwienia w jej przemęczeniu, z drugiej
żałowałam jej, że brakuje jej zręczności, a z trzeciej wzbierała czasem we mnie
złość: jak można być taką ślamazarą? Za te ostatnie myśli sama się karałam i
znów szukałam usprawiedliwienia zamiast rozwiązania. Ciężko jednak czasem było
znosić histerie z powodu drobnego draśnięcia. Teraz już wiem, że nadwrażliwość
mojej córki to nie jest rozpieszczenie czy fanaberia, ale realny ból, który
odczuwa w sposób nieporównywalny do wydarzenia. Podobnie sprawa się ma ze sferą
emocji. Coś co dla innych dzieci jest pestką, dla M urasta do rangi dramatu
życiowego.
Dzięki facebookowej grupie
Edukacja domowa trafiłam na darmowe konsultacje z zakresu SI. W tym czasie
byłyśmy już w ED. Co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, pani powiedziała, że to
bardzo dobrze, że M jest w domu. Wtedy mnie to szczerze zdziwiło. Dziś wiem, że
to był najlepszy wybór dla dziecka z trudnościami.
Zmiany szły kilkutorowo –
edukacja domowa, zajęcia z terapeutą oraz zmiana diety. Wprawdzie dietę
zmieniliśmy wcześniej, ale szybko dostałam potwierdzenie, że zaburzenia SI są
wskazaniami do diety bezglutenowej, bezmlecznej i bezcukrowej. Brzmi hardcorowo
i obłędnie? Pewnie bym nie uwierzyła, gdybym sama nie sprawdziła. Pierwszy był
gluten. O tym, dlaczego go odstawiliśmy pisałam tutaj. O ile sama przeszłam
radykalnie od razu na dietę, o tyle z M było ciężko i początkowo stale o coś
mnie prosiła, a ja się dawałam namówić. Wtedy dowiedziałam się, że powinniśmy
odstawić mleko oraz płatki. A fakt, że M je uwielbia i może jeść codziennie,
tylko to potwierdza, gdyż kazeina zawarta w mleku, uzależnia. Zarówno gluten,
jak i kazeina wpływają na neuroprzekaźniki, które są w jelitach. Dużo mówi się o wpływie cukru na zachowanie dzieci, ale trzeba wiedzieć, że gluten i kazeina
działają opioidalnie na układ nerwowy. Wciąż zbyt mało rodziców o tym wie, a jeszcze mniej się tym przejmuje. Po kilku miesiącach tych wszystkich
zmian, widzę efekty. Do tego stopnia, że zauważam, jak zmienia się zachowanie
mojego dziecka, kiedy dziadkowie – oczywiście z miłości i przekonania, że robią
dziecku przyjemność – upasą Młodą lodami. Podjęcie diety w przypadku tak mało
oczywistym może być dla wielu naprawdę trudne. Doskonale to rozumiem, bo
jeszcze kilka lat temu wyśmiewałam lekarkę, gdy w czasie kataru M, kazała
wykluczyć pszenicę i nabiał. Wtedy uważałam, że się nie da, bo moje dziecko nie
będzie miało co jeść. Okazuje się jednak, że tzw. tradycyjna dieta psuje nam
podniebienia. Tracimy dobry smak. Przez to moje dziecko nie akceptowało żadnych
warzyw i wielu innych potraw. To znaczy, nie tylko przez to, bo także i tu SI
wpływa bardzo. Jednakże teraz moje dziecko je dużo więcej rzeczy niż przed
dietą (choć wielu mi zarzucało, że zabieram dziecku cenne składniki itd.) Ma
też dużo większą świadomość co do zdrowego odżywiania i chętnie o tym opowiada
innym. Jest bardziej otwarta i skora do próbowania nowych potraw.
Nie bez znaczenia jest też
fakt, że M uczy się w domu. Ponieważ chodziła do przedszkola 4 lata, musiała
przejść proces odszkolnienia. Ale znacznie ważniejsze było leczenie ran, o
których nie miałam świadomości, kiedy M chodziła do placówki. Wtedy cieszyła
się dziećmi, teraz zaczęła opowiadać różne przykre historie, które ją spotkały
oraz wylewać swoje żale, zarówno na koleżanki i kolegów, jak i przedszkolanki.
Dowiedziałam się, jak nisko moje dziecko siebie ceni. Tak nisko, że chciałoby
być jedną z dziewczynek, które lubiła, ale chyba bez zbytniej wzajemności.
Rzeczona dziewczynka była wzorem zachowania, wszystko jadła, była cicha i
grzeczna. Ale jak dla mnie zupełnie nieczuła i nieempatyczna. Dowiedziałam się
o niezdrowej rywalizacji, o okropnym porównywaniu się. Dowiedziałam się, że
moje dziecko było karane!!!!! Często tak bezsensownie, że serce mi pękało, gdy
tego słuchałam. Że moje dziecko czuło, że nie jest wysłuchiwane do końca i
rozumiane. Mimo tych wszystkich przykrości, M nadal chciała się spotykać z
koleżankami z przedszkola. Spotyka dwie z nich na balecie, ale jest przez nie
odrzucana, bo one chodzą razem do jednej klasy, a ona?? W sumie nie rozumiem
powodu tego odrzucenia, ale M przeżyła to koszmarnie na początku roku
szkolnego. Teraz widzę, jak ostatecznie dzielnie to przeszła! Jak wielka zmiana
w niej zaszła! Ma swoich znajomych i przyjaciół z edukacji domowej i jest
szczęśliwa. Niesamowite jest też to, że przecież także między dziećmi ED
zdarzają się przykre sytuacje, ale bardzo szybko się rozwiązują i moja Marta
NIGDY nie wspomina nic przykrego. Z dziecka bardzo zalęknionego na początku roku,
które nie chciało mnie puścić na krok (kończyło się straszną histerią), stała się
niesamowicie samodzielną dziewczynką, która kroi sobie chleb i robi sama
kolację oraz zostaje sama na zajęciach.
ED jest w sposób szczególny
dedykowana dzieciom z trudnościami. Ale to już następny post, bo zbyt wiele chciałabym chyba powiedzieć :)
2 komentarze:
Ewo pisz, pisałem. Czekam. A zmiana w Marcie napawa wieeelką otuchą. Jak ogarnę bardziej nasz chaos, to zapukał do Ciebie po więcej informacji nt. zmiany diety. A jak jeszcze raz gdzieś napiszesz, że Ty to " tak mało robisz" to osobiście Cie znajdę i postawię do pionu ;) No! Tak trzymać! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego i pozdrawiam serdecznie :)))
Brawo Ewa! Życzę Wam dalszej odwagi, radości i kreatywności w ED, diecie i całej Waszej codzienności :-) fajnie że się tym dzielisz bo widać trud jaki w to wkładasz ale przede wszystkim radość i efekty. Niech Martusia rozwija skrzydła i Ty też ;-)
Prześlij komentarz