czwartek, 10 sierpnia 2017

Odpowiedzialność za własne potrzeby

Ten jeden drobny trik zapewni sukces nie tylko w Twoim małżeństwie, ale we wszystkich relacjach, jakie masz.

Praktyka pokazuje, że większość, jeśli nie wszystkie borykamy się z kryzysami w komunikacji. Czujemy, że nasze potrzeby nie są zaspakajane, a gdy o nich mówimy, spotykamy się z niezrozumieniem. Dzieje się tak, gdyż wiele z nas nieświadomie ogranicza wpływ na własne życie i oddaje władze nad nim innym ludziom poprzez reaktywny sposób swojego myślenia – po moich rodzicach jestem taka uparta; mój mąż mnie wkurza, więc krzyczę; moja teściowa się wtrąca, mam jej dość; szef jest tyranem, więc nie lubię pracy. Uzależniamy nasze reakcje i odczucia, od zachowania innych ludzi. Ponadto nie umiemy uznać, że mamy potrzeby. Często mówimy, że same nie wiemy, czego chcemy. Bo nie dajemy sobie prawa do tego, że mamy potrzeby, obawiając się, że nie zostaną zaspokojone lub oskarżając się o egoizm. To powoduje, że nieświadomie oczekujemy od otoczenia, a zwłaszcza od męża, że o nas zadba, zaopiekuje się; czyli że sam zauważy nasze potrzeby i je zaspokoi. Jest to jednak niemożliwe do wykonania, bo każda z nas jest inna i nikt za nas się nie domyśli, zwłaszcza że same najczęściej nie wiemy, czego chcemy i wysyłamy sprzeczne komunikaty. Odkryłam, że lekarstwem na to jest uznanie, że mam potrzeby oraz prawdy, że jedyną osobą odpowiedzialną za ich zaspokojenie jestem ja sama. Cała bowiem frustracja rodzi się z niezaspokojonych potrzeb: emocjonalnych, fizycznych, duchowych. Pierwsza rzecz to uświadomić sobie, że masz potrzeby i odkrycie, nazwanie, jakie one są. Ale nie w rodzaju: żeby on się tym zajął – jeśli powstaje taka myśl, to drąż głębiej: czemu chcę, by się tym zajął – np. dlatego że chcę odpocząć – i w ten sposób docierasz do prawdziwej potrzeby. I teraz następuje druga część zadania – uznaj, że tylko ty jesteś odpowiedzialna za zaspokojenie tej potrzeby, tak jak jesteś odpowiedzialna za całe swoje życie. Zawsze masz wybór i to ty decydujesz, jak się zachowasz. Nie mamy wpływu na uczucia,  ale mamy na myśli, z których się rodzą. Myśl: mąż jest leniem rodzi w nas złość. Jeśli zaś zmienimy myśl na: jest zmęczony, musi odpocząć – dajemy sobie szansę, żeby wzbudzić w sobie empatię. Jest to jednak możliwe dopiero, gdy same uznajemy, że  mamy potrzebę odpoczynku i same ją zaspakajamy. Gdy bowiem oczekujemy, że mąż zauważy nasz trud i zmęczenie czy zaproponuje pomoc, możemy doświadczyć rozczarowania, a co za tym idzie przykrych emocji. Nawet wtedy gdy mąż ma najlepsze intencje, ale my uznamy, że nie pomaga tak jak chcemy. Oczekiwanie, że ktoś zaspokoi nasze potrzeby zamiast nas zawsze kończy się zawodem, frustracją i przykrymi uczuciami. Latami chodziłam i narzekałam na męża. W końcu zrozumiałam, że oddałam mu nad sobą całą władzę, bo od jego słowa czy spojrzenia zależało moje samopoczucie. Od kiedy wzięłam odpowiedzialność za siebie, skończyły się awantury i moje płacze, a ja zaczęłam zauważać dobrą wolę i działanie męża. Wraz z akceptacją własnych potrzeb, zaakceptowałam potrzeby męża. Zaczęłam otwarcie, wprost, bez agresji komunikować swoje potrzeby i dbam o ich zaspokojenie. Stawiam granice. Nie obrażam się, bo wiem, że zawsze mam wybór i to ja decyduje, co pomyślę i jak się będę w związku z tym czuła.

środa, 3 maja 2017

Chata. Film o mocy przebaczenia

Moje bardzo luźne myśli po obejrzeniu filmu „Chata”. Kto nie lubi spojlerowania przed oglądaniem, lepiej niech nie czyta ;-)

Tak wiele już powiedziano o przebaczeniu. Chyba to już truizm, że przebaczenie jest ważniejsze dla samej ofiary niż dla kata. Brak przebaczenia rani i więzi osobę skrzywdzoną. Może się ona zupełnie zamknąć w swoim cierpieniu i być niezdolną do zobaczeniu wielu otaczających ją ludzi i okoliczności. W sposób naturalny pojawia się chęć zemsty, która jest pragnieniem, by oprawca poczuł ból, który sam zadał. W takiej perspektywie wybaczenie staje się czymś absurdalnym i zupełnie niemożliwym do przyjęcia, gdyż jawi się jako usprawiedliwienie złego czynu i anulowanie przewinienia. Często więc mówi się: należy przebaczyć, ale to nie oznacza zapomnieć. Jak jednak przebaczyć krzywdę tak wielką jak porwanie i zamordowanie niewinnego dziecka? Czym w ogóle jest przebaczenie?

Historia opowiedziana w „Chacie” pokazuje jeszcze jedną prawidłowość. Cierpienie może także utrudniać czy wręcz uniemożliwiać spotkanie z Panem Bogiem i poznanie, że jest On Miłością i Dobrocią. W gniewie i żalu rodzą się bowiem pretensje i zarzuty: Gdzie był Bóg? Dlaczego Bóg na to pozwolił? i wreszcie: Bóg nie może kochać swoich dzieci, jeśli pozwala na taką niesprawiedliwość i ból. Taka sytuacja zwykle obnaża wcześniejszy brak wiary, zaufania, a w rzeczywistości poznania Boga. Doskonale to widać na przykładzie tego filmu. Głęboko wierząca Nan, przeżywa śmierć córki, nie tracąc zaufania do Boga, zaś jej dotąd letni mąż, załamuje się i do reszty obraża się na Boga i cały świat. Zamyka się w swoim cierpieniu tak bardzo, że nie dostrzega, że jego starsza córka także popada w depresję, gdyż czuje się winna zaginięciu siostry.

I właśnie do człowieka w takim stanie przychodzi Bóg. Można dyskutować nad pomysłem zobrazowania 3 Osób Boskich oraz Mądrości Bożej, a także nad dogmatycznością niektórych stwierdzeń, ale liczy się przesłanie: Bóg kocha każdego człowieka, gdyż każdy jest Jego dzieckiem, za które Jezus oddał życie; każdy jest Mu bliski i z każdym pragnie mieć więź. Dlatego Bóg pragnie uzdrowić Mackenziego, aby poznał Jego Miłość i Mu zaufał. Uzdrowienie to proces, który wymaga czasu, a także wysiłku ze strony człowieka, jego zaangażowania i współpracy z łaską Bożą. I ten proces opisuje nam „Chata”. Rozpoczyna się od Bożej propozycji. Człowiek na każdym etapie pozostaje wolny. To on decyduje, co zrobi z Bożym zaproszeniem. Bóg prosi: daj mi czas. Nasz bohater, choć bardzo nieufnie, podejmuje wyzwanie. Początkowo jest oszołomiony spotkaniem z Bogiem i kilkakrotnie myśli o tym, by się wycofać, ostatecznie jednak zostaje. Bardzo ważnym etapem na tej drodze jest uświadomienie sobie, jak często sami bawimy się w Boga osądzających innych oraz decydując o tym, co dobre a co złe według własnego widzimisię. By obnażyć, jak słabe są ludzkie sądy, Mack zostaje postawiony przed tragicznym wyborem – musi zdecydować, które z dwójki swoich dzieci potępi, a które zbawi. Doświadcza, jak bardzo to niesprawiedliwe kazać mu wybierać i w końcu sam błaga, by wzięto jego do piekła zamiast dzieci. Tak bardzo pragnie ich szczęścia, tak bardzo kocha, że gotowy jest oddać swoje życie. I wtedy Mądrość wyjawia mu, że tak właśnie kocha „Tata” – jak nazywany jest tu Bóg Ojciec. Wszak Bóg oddał Swojego Syna Jedynego na śmierć za każdego z nas, abyśmy my nie musieli umierać, ale byśmy mieli życie wieczne. Dopiero wtedy Mackenzie poznaje Miłość Boga, ale żeby proces uzdrowienia mógł się zakończyć, potrzebne jest wybaczenie. Kiedy uwalniamy się od osądów, przestajemy być sędziami, możemy w końcu spojrzeć na drugiego człowieka oczami Boga. Nikt nie jest tylko dobry, ani tylko zły. Ofiara patrzy na swego oprawcę tylko przez pryzmat zranienia i nie jest w stanie zobaczyć go w szerszej perspektywie. Nawet jeśli po ludzku widzimy tylko zwyrodnialca, Bóg widzi w każdym swoje dziecko, które kocha i którego pragnie zbawić. Piękna jest scena, kiedy nasz bohater spotyka w niebie swojego ojca. Wyjaśniają sobie krótko i wzajemnie proszą o wybaczenie. Widać, jak Mack doświadcza uwolnienia, gdyż w tej relacji nie był on bez winy! Jego ojciec znęcał się nad nim i jego matką, co skłoniło młodego chłopca do tego, by dolać trucizny do nadużywanego przez ojca alkoholu. W ten sposób jego zbrodnia nigdy nie wyszła na jaw. Te wszystkie wydarzenia były jednak przygotowaniem do ostatecznego aktu - przebaczenia mordercy córki. Nadal było to trudne do uczynienia! Mimo doświadczenia Miłości Boga, poznania, że jest On dobry, zwolnienia się z roli sędziego i uznania, że ten człowiek jest także umiłowanym dzieckiem Boga, wymagało to ogromnego zaufania, gdyż nie zawsze można zrozumieć dlaczego coś się wydarzyło. Bóg potrafi z każdego zła wyprowadzić dobro, ale nie zawsze jest nam dane zrozumienie, dlaczego coś się wydarzyło. Odpowiedzią jest bowiem wolna wola człowieka. To on decyduje i wybiera. I nie można winić Boga za to, że szanuje tę ludzką wolność. Mack pyta Boga, jak przebaczyć. „Po prostu powiedz to na głos”. Jest to wyraz decyzji woli. Z trudem przychodzi wypowiedzenie tych słów. Ja się chyba spodziewałam spektakularnego doświadczenia ulgi, ale autorzy pozostają realistami. Mack wyznaje bowiem, że nadal odczuwa gniew. Tak! Bowiem uczucia nie działają na rozkaz, potrzebują czasu, ale i one zostaną w końcu wyciszone. By to się mogło stać, jeszcze wielokrotne Mackenzie będzie musiał powtórzyć: Wybaczam ci.

Pięknym dla mnie obrazem jest odnalezienie ciała córeczki, czego się nie udało wcześniej zrobić. Jej pogrzeb jest ilustracją, że bohater zamyka w końcu ten rozdział i przyjmuje, że nawet z tej śmierci może wyniknąć coś dobrego – na jej grobie wyrasta piękne drzewo. Wszak dzięki temu doświadczeniu poznał Boga i od tej pory chce z Nim żyć. I rzeczywiście życie jego i jego rodziny, zmienia się na lepsze.


Przebaczenie to uwolnienie się od ciężaru, który wiąże nas z oprawcą. Czy jest ono możliwe tylko po ludzku, bez Bożej pomocy? Istotą jest zobaczenie, że każdy ma w sobie coś dobrego, nawet jeśli to dobro jest zupełnie w danym momencie zatarte. I to ze względu na to dobro, każdy zasługuje na przebaczenie. Natomiast patrzenie na drugiego człowieka oczami wiary na pewno w tym pomaga.