wtorek, 29 czerwca 2010

Miernota policji i straży miejskiej

Kolejny raz przekonuję się o tym, że nie bardzo wiem, czemu służą Policja i Straż Miejska.
Kiedy byłam w siódmym miesiącu ciąży, sąsiedzi nad nami urządzili imprezę o 24 i skakali (dosłownie!) nam po głowach. Nie jest starą zgredą i pewnie bym inaczej zareagowała, gdyby przyszli, uprzedzili, może zobaczyli moją zaawansowaną ciążę i zechcieli trochę ciszej się zachowywać. A głośno było w naszym mieszkaniu, jakbyśmy my sami imprezowali.
Mąż zadzwonił na policję - przyjechali. Zrobiło się cicho, jak weszli. Było słychać krótką rozmowę. Zeszli na dół i nim zdążyli odjechać, muzyka i ludzie zaryczeli od nowa. Znów zadzwoniliśmy i sytuacja się powtórzyła.
Policja nic nie może!!

Wczoraj plac zabaw przychodzi grupa młodych ludzi i zaczynają palić. Zwracam im grzecznie uwagę, że tu dzieci małe są, a oni na to, że co ich to obchodzi. Więc pytam, czy mam dzwonić po straż miejską - a proszę bardzo. Straż oczywiście się nie kwapi. Przyjeżdża już po wypalonych papieroskach. Młodzi się podśmiewają. Żaden nie ma dokumentów. Podchodzę i mówię, że to ja wzywałam straż. Młodzi zaczynają się ze mnie naśmiewać. Nie mogę znieść tego, że straż na to pozwala, że stoi dwóch przystojnych mięśniaków i słuchają, jak ci palacze się ze mnie naśmiewają! Tłumaczę, że moje dziecko chodzi i zbiera potem te pety i bierze do buzi - młodzi nadal się naśmiewają. Kiedy pytam straży, czy coś zrobią, mówią mi, że przecież oni tylko ze mną rozmawiają i że co oni mogą zrobić.

No właśnie! Co oni mogą????? To po co ta służba w ogóle jest?? Po co zakaz palenia, skoro nikt się nie boi go łamać? Po co zakaz, skoro straż nie może niczego wyegzekwować? Czemu nie wlepią mandatu? Czemu się takich nie weźmie na służbę społeczną? Popracowałby, to by się przestał nudzić i głupoty robić.

Strasznie upokarzające to dla mnie było, bo wyszłam na wariatkę, histeryczkę, która policją straszy, a policję wszyscy mają w d..., bo policja jest do d... i pozwala się tak traktować.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Dopadł mnie banał

Nigdy nie lubiłam argumentów finansowych zmuszających do odkładania poczęcia dziecka. A teraz ten banał dopadł i nas :( Od maja zaczęliśmy starania o rodzeństwo dla Tusi. Nie udało się za pierwszym razem, a w tak zwanym międzyczasie wydarzyło się kilka rzeczy: Rata kredytowa za mieszkanie wzrosła, ale metraż się nie powiększył. Marzenia o większym mieszkaniu lub maleńkim domku spełzły na niczym, kiedy się okazało, że nie mamy większej zdolności kredytowej, że w tym momencie nie opłaca się sprzedawać naszego mieszkania. Gwoździem do trumny stała się utrata moich dochodów. Niewielkie, okazały się być kluczowe. Bez mojej ostatniej wypłaty, nie dajemy rady przeżyć miesiąca. W przyszłym będzie jeszcze gorzej. Stąd decyzja, że muszę iść do pracy. Podwójny ból! Nie możemy teraz pozwolić sobie na drugie dziecko i w dodatku Tusię muszę oddać do żłobka, choć planowałam być z nią przez te pierwsze 3 lata.
Serce mi krwawi, ale widzę działanie Boże. Już jest szansa na pracę od września. Tusia się uspołeczni i rozwinie, nie będzie jedynakiem. A ja będę się umiała do niej zdystansować i będę miała więcej cierpliwości. Zresztą widzę, że już teraz chcę jej tę przyszłą rozłąkę wynagrodzić, bo już za nią tęsknię :)
Na pewno Bóg ma w tym dla nas jakiś plan! Nie martwię się, choć oczywiście mi smutno, bo czuję się trochę tak, jakbym nie mogła mieć dzieci.
Czasem nawet sobie myślę, że trzeba było jednak zacząć szybciej się starać, ale chcę ufać, że będzie dobrze!

piątek, 11 czerwca 2010

Uwielbiam takie obrazki

Martusia wyciąga z zabawek malutki śliniak dla lalki i woła:
M: "co to? co to? co to? co to?"
Ja: śliniak
M od razu przykłada go do szyi
Ja (śmiejąc się z zabawnego widoku): ale dla lalek
M: lala, lala, o! dzie je? o ama tu

(tłumaczenie: lala, chodź! gdzie jesteś? chodź jeść! tu)

Ponieważ lala nie nadchodziła, M wzięła leżącego po drodze Asika (psa maskotkę) i usiłuje mu założyć mikro śliniak i nakarmić plackami :)