poniedziałek, 14 czerwca 2010

Dopadł mnie banał

Nigdy nie lubiłam argumentów finansowych zmuszających do odkładania poczęcia dziecka. A teraz ten banał dopadł i nas :( Od maja zaczęliśmy starania o rodzeństwo dla Tusi. Nie udało się za pierwszym razem, a w tak zwanym międzyczasie wydarzyło się kilka rzeczy: Rata kredytowa za mieszkanie wzrosła, ale metraż się nie powiększył. Marzenia o większym mieszkaniu lub maleńkim domku spełzły na niczym, kiedy się okazało, że nie mamy większej zdolności kredytowej, że w tym momencie nie opłaca się sprzedawać naszego mieszkania. Gwoździem do trumny stała się utrata moich dochodów. Niewielkie, okazały się być kluczowe. Bez mojej ostatniej wypłaty, nie dajemy rady przeżyć miesiąca. W przyszłym będzie jeszcze gorzej. Stąd decyzja, że muszę iść do pracy. Podwójny ból! Nie możemy teraz pozwolić sobie na drugie dziecko i w dodatku Tusię muszę oddać do żłobka, choć planowałam być z nią przez te pierwsze 3 lata.
Serce mi krwawi, ale widzę działanie Boże. Już jest szansa na pracę od września. Tusia się uspołeczni i rozwinie, nie będzie jedynakiem. A ja będę się umiała do niej zdystansować i będę miała więcej cierpliwości. Zresztą widzę, że już teraz chcę jej tę przyszłą rozłąkę wynagrodzić, bo już za nią tęsknię :)
Na pewno Bóg ma w tym dla nas jakiś plan! Nie martwię się, choć oczywiście mi smutno, bo czuję się trochę tak, jakbym nie mogła mieć dzieci.
Czasem nawet sobie myślę, że trzeba było jednak zacząć szybciej się starać, ale chcę ufać, że będzie dobrze!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Nie chcę oczywiście narzucać niczego, nawet na płaszczyźnie myśli. Ale jako ojciec trójki dzieci, na które z ekonomicznego punktu widzenia w ogóle nie powinniśmy sobie z żoną "pozwolić", chciałbym tylko podzielić się doświadczeniem naszej rodziny, która jest żywym przykładem realnego działania Opatrzności, nie ograniczonego ludzkim "nie da się". Dzięki niej mamy siebie nawzajem, dom na wsi i zaspokojenie podstawowych potrzeb, choć z ludzkiego punktu widzenia nie powinniśmy :) Pozdrawiam serdecznie! T.D.