sobota, 25 lipca 2015

Przerażająca burza, a my w namiocie



To opis burzy sprzed kilku dni. Wciąż jednak żywe jest we mnie to wspomnienie. Jak mówi moja córka, pewnie nie zapomnę tego do końca życia.








Po upalnym dniu nastała bardzo ciepła noc. Poszliśmy z Tomkiem spać dopiero po 1 w nocy. Niby gdzieś ktoś mówił, że mają być burze, ale mi się wydawało, że nic ich nie zapowiada. Tymczasem około 4 obudziły nas grzmoty i błyski. Mimo pierwszej propozycji Tomka, żeby iść do domu, jakoś nie podjęliśmy tematu, a ja miałam nadzieję, że burza przejdzie gdzieś bokiem. Zamiast tego rozpętało się piekło, armagedon, apokalipsa, dies irae. Marta się obudziła. Obie przywarłyśmy do Tomaszka jak pijawki, jakby mógł nas ochronić. Modliłam się w myślach i szepnęłam Tomkowi do ucha, żeby też się modlił. Robiło się coraz gorzej. Błyskawice rozjaśniały wnętrze namiotu. Topole rosnące obok złowieszczo szumiały, jakby miały runąć nam na głowy. Ulewa waliła w membranę jak w bęben. Wiatr podrywał namiot i szarpał nim. A grzmoty uderzały, mieliśmy wrażenie, obok nas. Miałam okropne myśli. Po prostu strasznie się bałam i wiedziałam, że Tusia także się boi. Poprosiłam więc ją, żebyśmy odmówiły Aniele Boży. A potem Pod Twoją obronę. A potem jeszcze Ojcze nasz. W końcu odmawialiśmy wszystkie znane nam modlitwy łącznie z częściami stałymi Mszy. Aż zaczęliśmy różaniec. Modliliśmy się długo i byłam naprawdę zadziwiona, że Tusia tak chętnie podejmuje każdą kolejną proponowaną modlitwę. Moc modlitwy jest wielka. W czasie drugiej dziesiątki, mimo przerażenia, M zasnęła. A na koniec burza odeszła daleko. Odetchnęłam z ulgą. Także odświeżonym po burzy powietrzem. Z emocji nie mogłam jednak długo usnąć. Wszystko trwało prawie godzinę. Niezapomniane przeżycie, ale postanowiliśmy, że następnym razem nie lekceważymy zbliżającej się burzy, tylko lecimy do domu.


Kiedy rano rozmawialiśmy z babcią, powiedziała nam, że nie bała się o nas, bo obok jest transformator i zawsze ściąga gromy - dlatego waliło rzeczywiście przy naszych głowach. Potęgowało to wrażenia, ale jednocześnie nas chroniło.


Nasz namiot jest wspaniały - przetrwał kolejną już nawałnicę. Stał dzielnie i oczywiście nie puścił nawet kropelki.






Najdzielniejszy był Stasio, który spokojnie wszystko przespał.

Brak komentarzy: