Rok temu ponad miesiąc
spędzaliśmy nad Bałtykiem i pisałam, że możecie mi pozazdrościć. W tym roku
jestem w Bajkolandzie i zazdrościć mi możecie tym bardziej. Kolejny raz
doświadczamy Bożej Opatrzności i pomocy, bo oczywiście na takie wakacje
zupełnie nas nie stać. Ale mamy znajomych, którzy nas zapraszają do siebie i
dzielą się Radością i Dobrem. Kolejny raz jestem poruszona Dobrocią Bożą i
ludzką.
Nasz Bajkoland mieści się na
wyspie Stryno, w Danii. Należy ona do tych wysp, do których dotrzeć można
jedynie promem. Mieszka tu zaledwie 200 osób, co sprawia, że wszyscy się znają
i tworzą niesamowicie przyjacielską i wspierającą się społeczność. Na ulicy
wszyscy się serdecznie pozdrawiają. Nasi znajomi, mimo tego że są Polakami,
wcale nie czują się tu obco, a wręcz przeciwnie, zostali powitani z otwartymi
ramionami.
Ale klimat Bajkolandu to przede
wszystkim niesamowicie piękny pejzaż. Naprawdę nie sądziłam, że skandynawskie
widoki mogą być tak urzekające i piękne! Wbrew temu, co myślimy o północy i co
za pewne jest w jakimś stopniu prawdziwe, mamy tu teraz niesamowicie słoneczne i upalne
dni.
Soczysta zieleń i morze, które widać z wielu miejsc, bo wyspa jest
naprawdę niewielka. Widzę je także w tej chwili przez okno. Malutkie domki,
bardzo urokliwe. Niektóre do tego pokryte strzechą! Wszystko wygląda trochę jak
skansen.
Nasz domek jest na uboczu. Wokół dominują pola, co jeszcze bardziej
podkreśla ten bajkowy klimat. Takie były moje pierwsze wrażenia, gdy
opuściliśmy port i krętymi, wąskimi uliczkami opuszczaliśmy centrum Stryno,
żeby udać się do naszych Przyjaciół. I to przekonanie nadal trwa. Niezwykłość
podkreśla też nadzwyczaj długi dzień. Słońce zachodzi niby po 22, ale poświata
jest do około 1 w nocy, a od 3 robi się znów jasno.
Nie miałam pojęcia, że cała Dania
jest bardzo ekologiczna, co oczywiście bardzo mi się podoba. Nie dostaniesz tu
mleka UHT, bo mleko powinno trafić do sprzedaży w 24 godziny po wydojeniu
krowy. Nie ma tu wielkich zagranicznych supermarketów, gdyż wspiera się rodzimy
handel oraz jakość jedzenia. Natomiast na miejscu Wojtek sam piecze chleb, a
Emilka ma pszczoły i tłoczy miód oraz robi ekologiczne kosmetyki.
Mają także
kurczaki, które w przyszłości będą znosić jajka. Za chleb Wojtek dostaje we wsi
ziemniaki – młode i świeżo wykopane, mięso z krowy, kiełbasę z kozy, wełnę oraz
ryby. Z nich ucieszyłam się najbardziej. Flądry. Świeżo złowione. Dzikie, nie z
hodowli. I wreszcie ja, która za smakiem ryb nie przepadam i jem tylko ze względu
na wartości zdrowotne, doświadczyłam, że ryba może być smaczna! Poza tym we wsi
można kupić ekologiczne jajka i inne produkty. Do tego jeden mieszkaniec
powiedział nam, że ponieważ likwiduje plantację truskawek, możemy ich sobie
nazbierać, ile chcemy. A sąsiad wyjechał i przed wyjazdem też zapowiedział, że
możemy w tym czasie zbierać u niego truskawki. Na dachu mamy panel słoneczny,
który ogrzewa nam wodę, prąd z wiatraków oraz wodę ze studni, którą można pić
prosto z kranu. Nasi znajomi nie potrzebują nawet samochodu – wszędzie dojadą
rowerami, w tym jednym specjalnym, z pudłem, gdzie przewozi się dzieci, ale
także zakupy i inne rzeczy. Nazywany jest christianią – od nazwy producenta
Christianiabikes.dk
Cisza, spokój, czas płynie wolno.
Czegóż chcieć więcej? Oczywiście nie każdy lubi takie wakacje, ale my po
codziennym zabieganiu marzymy tylko o spokoju i zwolnieniu tempa, by nigdzie
nie gnać, nie gonić. I to właśnie mamy.
Emilko i Wojtku, serdecznie Wam dziękujemy!
1 komentarz:
Chce do tego bajkolandu :)
pięknie tam jest :)
Prześlij komentarz