czwartek, 2 lipca 2015

Jestem w bajkolandzie.

Rok temu ponad miesiąc spędzaliśmy nad Bałtykiem i pisałam, że możecie mi pozazdrościć. W tym roku jestem w Bajkolandzie i zazdrościć mi możecie tym bardziej. Kolejny raz doświadczamy Bożej Opatrzności i pomocy, bo oczywiście na takie wakacje zupełnie nas nie stać. Ale mamy znajomych, którzy nas zapraszają do siebie i dzielą się Radością i Dobrem. Kolejny raz jestem poruszona Dobrocią Bożą i ludzką.

Nasz Bajkoland mieści się na wyspie Stryno, w Danii. Należy ona do tych wysp, do których dotrzeć można jedynie promem. Mieszka tu zaledwie 200 osób, co sprawia, że wszyscy się znają i tworzą niesamowicie przyjacielską i wspierającą się społeczność. Na ulicy wszyscy się serdecznie pozdrawiają. Nasi znajomi, mimo tego że są Polakami, wcale nie czują się tu obco, a wręcz przeciwnie, zostali powitani z otwartymi ramionami.



Ale klimat Bajkolandu to przede wszystkim niesamowicie piękny pejzaż. Naprawdę nie sądziłam, że skandynawskie widoki mogą być tak urzekające i piękne! Wbrew temu, co myślimy o północy i co za pewne jest w jakimś stopniu prawdziwe, mamy tu teraz niesamowicie słoneczne i upalne dni. 



Soczysta zieleń i morze, które widać z wielu miejsc, bo wyspa jest naprawdę niewielka. Widzę je także w tej chwili przez okno. Malutkie domki, bardzo urokliwe. Niektóre do tego pokryte strzechą! Wszystko wygląda trochę jak skansen. 




Nasz domek jest na uboczu. Wokół dominują pola, co jeszcze bardziej podkreśla ten bajkowy klimat. Takie były moje pierwsze wrażenia, gdy opuściliśmy port i krętymi, wąskimi uliczkami opuszczaliśmy centrum Stryno, żeby udać się do naszych Przyjaciół. I to przekonanie nadal trwa. Niezwykłość podkreśla też nadzwyczaj długi dzień. Słońce zachodzi niby po 22, ale poświata jest do około 1 w nocy, a od 3 robi się znów jasno.



Nie miałam pojęcia, że cała Dania jest bardzo ekologiczna, co oczywiście bardzo mi się podoba. Nie dostaniesz tu mleka UHT, bo mleko powinno trafić do sprzedaży w 24 godziny po wydojeniu krowy. Nie ma tu wielkich zagranicznych supermarketów, gdyż wspiera się rodzimy handel oraz jakość jedzenia. Natomiast na miejscu Wojtek sam piecze chleb, a Emilka ma pszczoły i tłoczy miód oraz robi ekologiczne kosmetyki. 




Mają także kurczaki, które w przyszłości będą znosić jajka. Za chleb Wojtek dostaje we wsi ziemniaki – młode i świeżo wykopane, mięso z krowy, kiełbasę z kozy, wełnę oraz ryby. Z nich ucieszyłam się najbardziej. Flądry. Świeżo złowione. Dzikie, nie z hodowli. I wreszcie ja, która za smakiem ryb nie przepadam i jem tylko ze względu na wartości zdrowotne, doświadczyłam, że ryba może być smaczna! Poza tym we wsi można kupić ekologiczne jajka i inne produkty. Do tego jeden mieszkaniec powiedział nam, że ponieważ likwiduje plantację truskawek, możemy ich sobie nazbierać, ile chcemy. A sąsiad wyjechał i przed wyjazdem też zapowiedział, że możemy w tym czasie zbierać u niego truskawki. Na dachu mamy panel słoneczny, który ogrzewa nam wodę, prąd z wiatraków oraz wodę ze studni, którą można pić prosto z kranu. Nasi znajomi nie potrzebują nawet samochodu – wszędzie dojadą rowerami, w tym jednym specjalnym, z pudłem, gdzie przewozi się dzieci, ale także zakupy i inne rzeczy. Nazywany jest christianią – od nazwy producenta Christianiabikes.dk




Cisza, spokój, czas płynie wolno. Czegóż chcieć więcej? Oczywiście nie każdy lubi takie wakacje, ale my po codziennym zabieganiu marzymy tylko o spokoju i zwolnieniu tempa, by nigdzie nie gnać, nie gonić. I to właśnie mamy.


Emilko i Wojtku, serdecznie Wam dziękujemy! 

1 komentarz:

Unknown pisze...

Chce do tego bajkolandu :)
pięknie tam jest :)