czwartek, 6 grudnia 2007

Roraty dla dzieci

Skończyłam studia. Czasami wydaje mi się, jakby to było całe wieki temu. A tak naprawdę, to całkiem niedawno. Skończyłam studia i to oznacza wejście w dorosłe życie. Studia to był dla mnie m. in. czas chodzenia na roraty do duszpasterstwa akademickiego, na Freta. Z chęcią bym jeździła na roraty właśnie tam, ale mieszkam (w moim dorosłym życiu) zbyt daleko. Oczywiście nie jest to niewykonalne, ale musiałabym wstawać o 5, a nie o 6 rano. Zatem chodzę na roraty do parafii, w której mieszkam. I tu konstatacja: roraty są dla dzieci. Każdego poranka, bez wyjątku: roraty dla dzieci.
Dlaczego nie ma rorat dla dorosłych? Dla młodzieży, czy starszej młodzieży?
Dlaczego nie ma rorat po prostu dla wiernych?
Rozumiem względy duszpasterskie, że jest to okazja, by zachęcić dzieci do chodzenia do kościoła, ale czemu w takim razie tym sposobem odstrasza się młodzież i dorosłych? Jeśli już trzeba robić roraty dla dzieci, to można w kaplicy, albo kilka razy w tygodniu.
Dlaczego tak mnie to boli?
Bo w ogóle nie rozumiem za bardzo idei mszy św. dla dzieci, jeśli się ją traktuje infantylnie. Najbardziej wyrazistym jest dla mnie przykład z aktem pokuty, który winien wyrażać żal za grzechy, a zastąpiony jest banalną pioseneczką o skocznej i głupawej melodyjce. I te msze całe takie są - infantylne.
I to się serwuje nie tylko dzieciom, ale i dorosłym, którzy są na roratach.
Ale nawet dla dzieci nie wydają mi się stosowne takie metody.
Ze zgrozą uświadomiłam też sobie, że w większości polskich parafii robi się roraty dla dzieci.
Takie roraty tak bardzo mi się nie podobają, że nie dziwię się, że mało na nich dorosłych i że nie ma młodzieży, a na miejscu tych dzieci też bym na nie nie chodziła. Bo dzieci wcale nie lubią być traktowane jak dzieci, ale jak dorośli.
Zastanawiam się, jaki cel ma takie duszpasterstwo. Przecież te dzieci, gdy podrosną, po prostu z takich rorat "wyrosną". Dlaczego to duszpasterstwo jest takie infantylne?
Tak więc cierpię w czasie mojego ukochanego adwentu...
Ale czy ja, jako katolik świecki mogę coś zrobić? Pewnie, że mogę wstać i jechać godzinę na Freta, ale to nie uzdrowi tej chorej sytuacji. Bo tu już nie chodzi tylko o mnie, ale o wszystkich, którzy chodzą na roraty, które są robione dla dzieci (a śmiem twierdzić, że większość rorat taka jest).
Nie znam się z proboszczem, ale powoli dojrzewam, żeby z nim o tym porozmawiać.
Nie będzie to dla mnie łatwe. I nie wiem, jaki będzie owoc.
Rorate caeli desuper et nubes pluant justum!

1 komentarz:

Tomasz Rowiński pisze...

Zgadzam się z przedmówcą. Jest on dzielną niewiastą.