Nie wysilam się na naukowy artykuł wyczerpujący temat, a raczej chcę się podzielić odczuciami po lekturze rozmowy o różnicach między karami a konsekwencjami na stronie dzikie dzieci http://dzikiedzieci.pl/index.php?strona=373
Skojarzyło mi się to z pewną rozmową prowadzoną kiedyś na chustoforum, o tym, że jak dziecko nie słucha ostrzeżeń typu "nie wchodź tam, bo spadniesz", to gdy spadnie, nie pociesza się go. Nie mogłam się z tym zgodzić i nadal nie zgadzam. Zawzięcie próbowałam wyjaśnić, że dla dziecka wystarczającą konsekwencją (karą) jest ból (a także swoista porażka, że mama miała jednak rację) i nie trzeba mu dodatkowo dokopywać pozostawiając bez pocieszenia. Utwierdziło mnie w tym przeczytane w ww. artykule zdanie:
Konsekwencje uczą też uczciwości ponieważ w przeciwieństwie do kary, konsekwencje nie zależą od tego czy się wyda a jeszcze rodzic może pomóc w kłopocie.
Nie wyobrażam sobie, żeby nie pocieszyć Martusi, jak spadnie z krzesła, czy jakiegoś przyrządu na placu zabaw! Jeśli ją informuję, czym grozi dane zachowanie, ufam, że rozumie, a przynajmniej liczy się z konsekwencjami i podejmuje ryzyko na własną odpowiedzialność. Tak uczy się najlepiej! Przecież wcale nie musi spaść! Wcale nie musi się potłuc! Ale gdy tak się dzieje, nie wyobrażam sobie nie pocieszyć, nie przytulić! A tak uważają niektóre mamy, że dziecko, które nabroiło nie zasługuje na wsparcie, bo jeszcze zrozumie to jako nagrodę za złe zachowanie. Ale to chyba zdradza ogromną nieufność względem swoich dzieci albo/i przeświadczenie, że są one głupie albo/i z gruntu złe. A przecież, gdy my zrobimy coś źle i ponosimy tego przykre konsekwencje oczekujemy, że ludzie co najmniej nas nie skrytykują (nie dokopią "a nie mówiłem?"), a często pragniemy i potrzebujemy pomocy.
Tak więc gdy dziecko coś wyleje bez sensu jest dawać mu za to klapsa. Raczej trzeba dać mu ścierkę i pomóc (jeśli trzeba) w poniesieniu konsekwencji. W ten sposób się nauczy, że trzeba uważać, a jeśli się zdarzy wypadek, trzeba po prostu posprzątać. Natomiast klaps owszem pokazuje, że dziecko źle zrobiło, ale daje złą motywację - nie rozlewaj, bo będzie bolało (klaps). A przecież chcemy chyba dzieci uczyć sprzątania po sobie :) A tak, paradoksalnie, przez lęk przed bolesną karą, dziecko może zamiast unikać "złego" zachowania, po prostu je ukrywać.
Niby się zgadzam z autorkami, a jednak bardzo mi trudno wyobrazić sobie życie bez stosowania kar. Na szczęście nie mam jeszcze zbyt wielu powodów do ich stosowania :) Ale tu chodzi o całą naszą mentalność "narozrabiał = musi ponieść karę". Widzę, że tkwię w tym po uszy!
Pomocne jednak może być założenie oparte na zaufaniu do dziecka, że chce ono dobrze, że pragnie być takie jak my, że zależy mu na nas, naszej opinii i naszej miłości.
Wtedy najważniejszy okazuje się własny przykład; krzycząc uczymy krzyczeć, bijąc, uczymy bić, wspierając, uczymy wspierać, kochając, uczymy kochać.
Tylko czemu to takie trudne??
3 komentarze:
Nie ma milosci bez sprawiedliwosci.
Niby ogolnik i oczywista oczywistosc dla nie tylko katolikow, kara i konsekwencja nie sa zamienne ani tozsame, to nie takie proste.
Na zalinkowany adres zajrzalem, szkoda czasu na takie gdybania jedna pani drugiej pani, a trzecia na to...
Kolejny numer gazety swieckiej jest o karze, moze znajdziesz tam cos ciekawego.
Ja napisalem ostatnio tak (autoreklama) i ciekawe co Ty na to (http://nie-opozniaj-piesni-net/marcin)
Marcin.
Kiedy urodził się mój pierwszy syn byłem zdania, że nie powinienem przeszkadzać mu w poznawaniu świata. Jak najmniej zakazów, zero kar - niech zdobywa doświadczenie. Teraz mam już trzech synów i widzę to trochę inaczej. Jestem od nich bogadszy o prawie 30 lat doświadczenia. Dlaczego nie miałbym się z nimi podzielić tym doświadczeniem. Życie jest na tyle bogate, że i tak nie jestem w stanie zupełnie ich wyręczyć w zdobywaniu doświadczenia. Tam, gdzie mogę staram się ich ukierunkować, powiedzieć: "Tego nie wolno a tamto trzeba". Co do klapsów: Nie znam lepszej metody na "otrzeźwienie" dziecka, które w jakimś amoku odstawia histerię (rzecz jasna klaps to ostateczność - a nie lekarstwo na całe zło - moi dostają w tyłek średnio raz na pół roku)
ja mam dwóch synów i córkę, z synami jest naprawdę inaczej. Trochę jak w wojsku, komenda, wykonać, nie wykonać-konsekwencje. Patrząc na córkę wydaje mi się, że kobiety mniej rozumieją nasze podejscie do kar, bo już jako małe dzieci inaczej reagują na polecenia, niezadowolenia i inne komunikaty rodziców. I trudno potem przeciętnej kobiecie zrozumieć potrzebę karania syna „Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go - w porę go karci” Prz13:24. Do tego dochodzi cała ta propaganda o winie mężczyzn, testosteronu i przestraszenie naszego narodu i mamy co mamy. Takie mam obserwacje z ostatniego roku.
Prześlij komentarz